sprawdź cenę tej książki |
Historia
poznańskiego cudu Eucharystycznego nadal wzbudza emocje wśród czytelników
„Trzech Najświętszych Hostii” Mieczysława Noskowicza, reprintu z 1926 r.
wydanego w tym roku przez wydawnictwo Rosemaria.
Kiedy niedawno zaczęłam czytać trzecie już wydanie tej
niedużej książeczki pomyślałam po pierwsze o tym, że rzeczą wyjątkową jest móc
zagłębić się podczas jej lektury w atmosferę bardzo szczególnych wydarzeń dawnego
Poznania. „Trzy Najświętsze Hostie” rozpoczynają się bowiem od barwnej
opowieści przedstawiającej procesje Bożego Ciała w Poznaniu w roku 1399. Następnie
opisują kradzież trzech komunikantów z tabernakulum w klasztorze dominikańskim,
a na kolejnych stronach relacjonują akty bezczeszczenia Ciała Chrystusa przez
żydowskich mieszczan i towarzyszące im cuda:
odzyskanie wzroku przez pewną Żydówkę, uzdrowienie kaleki cierpiącego od
urodzenia na skurcz kończyn, a także przywrócenie do życia konającego. Dalszy
ciąg tej historii to wydarzenia związane z cudownym objawianiem się trzech
Hostii Poznaniakom różnych stanów: pasterzowi trzody miejskiej, biskupowi
Wojciechowi, kapłanom, przedstawicielom magistratu i licznym wiernym.
Relacja ta ma swoją szczególną dramaturgię i styl
charakterystyczny dla epok, w których była spisywana. I tak - używane są w niej
określenia, które kłócą się z dzisiejszym imperatywem poprawności politycznej,
takie jak: „poszli we wskazane przez pastucha miejsce” (dziś słowo „pastuch”
byłoby obraźliwe), albo „cudowna była to dobroć i cierpliwość Jezusa (…), że
dozwolił się nie tylko dotykać plugawymi rękami świętokradzkiej zbrodniarce,
ale nawet i wykraść na (…) na pośmiewisko, większą hańbę i pastwienie” – w
poszczególnych zdaniach znaleźć można naprawdę mnóstwo archaizmów. A styl opisu
pełen jest hiperboli jakich dziś się nie używa.
Być może z tego powodu pierwsza część tej książki
może budzić dwojakie uczucia. Z jednej strony archaiczny styl opisu może
przeszkadzać niewprawnym czytelnikom w rozkodowaniu zawartych tam treści, co
może skutkować na przykład próbami mierzenia „współczesną miarką” wydarzeń z
okresu wieków średnich. Z drugiej strony może okazać się dodatkowym smakiem, a
nawet wzbudzać zachwyt.
Ja wybrałam to drugi
podejście. I może dlatego „Trzy Najświętsze Hostie” okazały się dla mnie bardzo
szczególną podróżą w czasie, próbą wyobrażenia sobie tego, jak mógłby wyglądać
spacer po zaułkach średniowiecznego Poznania. Czytając tę opowieść czułam się też
trochę tak, jakbym zwiedzała stare kościoły kryjące w swych zakamarkach
przedziwne tajemnice. I miałam poczucie jakbym dotykała reliktów przeszłości,
które niosą w sobie ponadczasowe wartości. To prawda, że niektóre zabytki dziś
mogą wydawać nam się trochę toporne (podobnie jak język starych książek), mimo
to zachwycają, ponieważ odkrywają wrażliwość tamtych czasów umiejscowioną w
nieco innych kanonach kulturowych niż te, w których żyjemy i do których
jesteśmy przyzwyczajeni.
Dlatego czytając książkę
Noskowicza starałam się mieć na uwadze i to, że czasy środka wieków z
dzisiejszej perspektywy mogą wydawać się niekiedy okrutne – za wykroczenia
karano torturami, a nawet karą śmierci. Także ówczesne pojmowanie świata było
nieco inne niż dziś: przestrzenie sacrum i profanum były ściśle od siebie
oddzielone, podobnie jak stany społeczne i ulice będące pod władaniem
poszczególnych cechów. Inna była wreszcie wiara w cuda – może zadająca mniej
pytań, a może bardziej szczera…
Średniowiecze miało swoją
szczególną specyfikę i rządziło się nieco innymi prawami niż każda z następujących
po nim epok. A kolejne karty tej książki odsłaniają wiele bardzo
ciekawych faktów z historii Poznania z czasów średniowiecza i późniejszych.
Można się z nich dowiedzieć między innymi dlaczego budynki klasztorne na rogu
ulic Dominikańskiej i Szewskiej nie należą dziś do zakonu dominikańskiego, a są
własnością jezuitów; kiedy dominikanie wrócili do Poznania; jak powstał kościół
Bożego Ciała; co stało się z dawnym kościołem farnym i gdzie on się pierwotnie
znajdował. Jest tam zawarty fragment historii karmelitów trzewiczkowych, a także
opowieść o tym jak powstał uroczy kościółek na dzisiejszej ulicy Żydowskiej (dawna
kamienica Świdwów-Szamotulskich) i co ma on wspólnego z soborem trydenckim.
Niejako mimochodem, pojawia się tam historia kapliczki na ulicy Ślusarskiej,
dobrze znana starszym Poznaniakom.
Książka Noskowicza przedstawia zatem kontekst
poznańskiego cudu Eucharystycznego w dość rozległej przestrzeni dziejowej. Z
tego powodu materiał źródłowy dla tej publikacji, jak to zostało przedstawione w
krótkim wprowadzeniu autora, nie był jednolity. Historię tę, która wydarzyła
się w 1399 r. jako pierwszy opisał kanonik krakowski Jan Długosz, który
prawdopodobnie mógł czerpać z akt kościelnych i miejskich, a więc współczesnych
opisywanym wydarzeniom. Z tych źródeł zaś czerpali kolejni dziejopisarze, tacy
jak Kromer, Miechowita i Treter, kustosz poznański i kanonik warmiński, a także
inni późniejsi autorzy.
Dziś mamy nieco inne podejście do wiary, czy zjawisk
nadprzyrodzonych niż mieli poznańscy katolicy ponad sześćset lat temu, czego
dowodem może być chociażby sposób przeżywania przez nas zdarzenia z Sokółki z
2009 r. Jedno jest pewne, jeśli ktoś chciałby wybrać się w podróż sentymentalną
śladami poznańskiego cudu Eucharystycznego, albo nawet na pielgrzymkę do
jednego z sanktuariów z nim związanych (jak to często bywało za króla
Władysława Jagiełły), „Trzy Najświętsze Hostie” Noskowicza będą na tej drodze
dobrym przewodnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz